poniedziałek, 21 lutego 2011

Sopot w sobotę

Są takie miejsca na świecie, gdzie -4'C to wcale nie -4'C a - 20,'C brrrry. Jestem zdecydowanie ciepłolubnym zwierzątkiem, stąd moje brrrry, ale znam takich którzy na taką temperaturę mówią: rześka. Myślałby kto, rześka!. Ale fakt faktem, -4'C to - 20'C w Sopocie na molo. 
Podążając ulicą Monte Cassino w kierunku molo z każdym krokiem temperatura spada, a o dziwo termometry pokazują ciągle tyle samo. Dziwne, prawda? Ciekawi mnie czy ktoś jeszcze zauważył tę anomalię. Wstając rankiem wcale nie byłam tak sceptycznie nastawiona do świata, wręcz przeciwnie, kipiałam energią i  w takie też energetyczne ciuszki wskoczyłam. 

 
Choć przez chwilkę zagościła w mojej głowie taka myśl: czy oby na pewno mój termometr nie kłamie i czy bardziej odpowiedni nie będzie kombinezon dla Eskimosów, ale radosne promyki słońca wpadające przez okno do mieszkania szybko ową myśl odegnały. 


Spacer okazał się nie lada wyczynem- na szczęście są po drodze miejsca typu: sklepy, kawiarnie, restauracje, pasaże handlowe i tym podobne, gdzie można wejść ogrzać się i po chwili iść dalej. Oczywiście należy to robić w bardzo sprytny sposób, tak aby Wasz towarzysz nie zauważył, iż Wasza wizyta w tych miejscach jest wynikiem coraz większego zniechęcenia w kierunku określonego celu :) - no chyba, że on jest w takim samym nastawieniu jak Wy ( w moim przypadku tak nie było :( wręcz przeciwnie, wręcz bardzo bardzo przeciwnie ).
Po wielu trudach zdobywamy upragniony cel - molo. 


Łączę się w bólu z ptaszkami, którym musi być mega zimno. Serce moje zalała fala współczucia do nich a rozgoryczenia na samą siebie, że przecież ja za chwilkę sobie zasiądę wygodnie w cieplutkiej restauracji, wypiję herbatkę, zjem zupkę rybną ( taka była nagroda dla mnie za wytrwałość ), a one biedne, skazane są na łaskę i niełaskę ludzi. 


Nie myślcie sobie, że byłam jakoś niestosownie do pory roku ubrana. Cieplutki sweterek, powiedziałabym nawet bardzo cieplutki - nie zawsze można go ubrać, podwójna sukienka - a tak swoją drogą, pamiętacie kolekcję z 2006 roku Madonna by H&M? owa sukienka z niej właśnie pochodzi, i bardzo gruby i ciepły kożuszek - niezastąpiony w takie dni, a głowę mą zdobi ( dobrze powiedziane - zdobi bo nie grzeje :) oryginalny baskijski beret. 

M. dziękuję za cierpliwość do mnie i towarzystwo na spacerku, obiecuję poprawię się :) 
Autorem zdjęć jest M. 

2 komentarze: